– O Sebastianie Redwingu.
Lucy westchnęła. Wiedziała, że Rob wyjątkowo źle znosi towarzystwo osób, wobec których jest negatywnie nastawiony. Wytrącało go to z równowagi i nie potrafił nad tym zapanować. – Dobrze, więc to ja powiem ci wszystko, co o nim wiem – przerwał przedłużające się milczenie. – Jest wnukiem Daisy, jego dziadek zginął, ratując mojego ojca, rodziców przejechał samochód, gdy Sebastian miał czternaście lat. Został jakimś ochroniarzem i fachowcem do spraw bezpieczeństwa. Kilka lat temu uratował życie twojego męża i teścia podczas próby zamachu na prezydenta, a potem sprzedał ci ten dom. – Rob odchylił się do tyłu na krześle. Był tak wysoki, że z trudem się na nim mieścił. – Mieszka w Wyomingu. A ty niedawno tam pojechałaś. O ile pamiętam, zorganizowałaś ten wyjazd w ostatniej chwili. Lucy znów westchnęła. O ileż przyjemniej było na wodzie. Może to właśnie powinna zrobić? Spakować siebie i dzieci, i wyjechać do Kanady? Tam mogłaby do woli wiosłować po jeziorach i strumieniach, i w tak miły sposób spokojnie przeczekać całą awanturę. Kryjówka. Ucieczka. Bierny stosunek do życia, pomyślała z niechęcią. – Przepraszam cię, Rob. – Potrząsnęła głową z napięciem. – Powinnam była wcześniej opowiedzieć ci o wszystkim. – Lucy, jeśli dzieje się coś złego, muszę o tym wiedzieć. Mój syn często tu przebywa. – Masz rację – przyznała, patrząc mu prosto w oczy. – Rzecz w tym, że sama nie wiem, co się właściwie stało. Na pewno coś, ale może łączę wydarzenia, które tak naprawdę nie mają ze sobą nic wspólnego... Rob przerwał jej gestem. – Zacznij od samego początku i opowiedz mi wszystko po kolei. Nie jestem dobry w czytaniu między wierszami. Mów jasno. Nie ukrywała przed nim niczego. Gdy skończyła swą opowieść, Rob był wyraźnie wstrząśnięty. – Jeśli teraz masz ochotę spakować Georgiego i zniknąć stąd... – Nie. Wszystko musi wyglądać jak zawsze, zupełnie normalnie. Nie możemy pozwolić, żeby ten chory sukinsyn zwyciężył. Przykro mi tylko, że tak długo sama musiałaś sobie z tym radzić. Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? Chyba nie podejrzewałaś, że to ja? – Nie! Nie, tylko... Widzisz, przez te lata... wdowieństwa... przywykłam polegać jedynie na sobie – powiedziała Lucy bezradnie. – Widocznie za bardzo – mruknął Rob, a gdy nie skomentowała tego, zapytał: – Ten Redwing jest dobry? – Był dobry. Od roku jest na... urlopie, czy jak tam to nazwać. – Dlaczego? Zmarszczyła brwi. – Dobre pytanie. Muszę się tego dowiedzieć. – Nie znam się za bardzo na takich sprawach . Posłuchaj, nie winię cię, że dotychczas nie zawiadomiłaś policji, ale jeśli będziesz miała jakieś konkretne dowody, to musisz z nimi porozmawiać. – Obiecuję. – Skinęła głową. – Dziadek Jack skalkuluje polityczne koszty i zdecyduje, czy