inaczej. Stanie w miejscu nie musi oznaczać, że się jest czymkolwiek ograniczonym...
Nawiązując do obrazu poranka, o którym mówiła przed chwilą Róża, Mały Książę spytał: - Czy ta mgła już całkiem opadła, a słońce wzeszło dostatecznie wysoko? Róża odrzekła z ciepłym uśmiechem: - Chyba jeszcze nie, bo wciąż odkrywam coś nowego... - Ale już wiesz, jak to się stało, że zjawiłaś się na mojej planecie -Mały Książę bardziej stwierdził niż zapytał. - Tak, teraz już chyba wiem... - Teraz? - nie zrozumiał znowu Mały Książę. - Teraz, to znaczy po tym jak zadałeś mi swoje pytanie. Gdybyś go nie zadał, nie wędrowałabym w głąb siebie, aby się tego dowiedzieć. Róża na chwilę zamilkła i rozmyślała. Mały Książę pojął, że to, co Róża opowie, będzie czymś nowym i niezwykłym również dla niej. Po raz pierwszy bowiem opowie to także sobie samej. W myślach przeprosił Różę za to, co kiedyś o niej sądził, gdy zastanawiał się nad jej istnieniem na swojej planecie. Wymagała uwagi i pracy, sama zaś... Zrozumiał, że prawda jest inna. Czymś szczególnym w Róży jest to, że jest taka, jaka jest, że wymaga pracy oraz uwagi i wynagradza to swoim niezwykłym pięknem. Nie mógł się doczekać poznania tajemnicy jej zjawienia się na swojej planecie. Ich wspólnej tajemnicy, którą razem będą odkrywać. - Jestem kwiatem - zaczęła swoją opowieść Róża. - Ale jestem nie tylko kwiatem. Chodzi o to, że mogę być nie tylko kwiatem... Mały Książę znowu był zdumiony. - Bycie kwiatem jest dla mnie czymś, czym muszę być, ale mogę być czymś więcej. Mogę być wszystkim, nie przestając być dla ciebie kwiatem... - Moim najpiękniejszym kwiatem - usłyszała słowa Małego Księcia. - Ty dla mnie tez... Mały Książę oczekiwał na dalszy ciąg opowieści. Nie ponaglał jednak Róży. Uznał, że będzie lepiej, gdy Róża sama podejmie przerwany wątek. Zastanawiał się, co mogą oznaczać słowa, że Róża jest nie tylko kwiatem i że może być wszystkim. Czyżby to oznaczało, że Róża może być też wulkanem? Albo baobabem?... - O czym myślisz? - spytała Róża widząc ogromne skupienie na twarzy Małego Księcia. - O tobie i o tym, co powiedziałaś - odrzekł zgodnie z prawdą i opowiedział jej o swoich obawach. Reakcja Róży zadziwiła go. Roześmiała się bowiem tak, jak tylko róże potrafią się śmiać, kiedy są czymś niezwykle rozbawione: - Mój drogi, to nie tak. Nie bój się nie jestem i nie będę baobabem czy wulkanem. Chyba, że zechcesz, bo ja mogę być tylko tym, czym ty zechcesz. Sama jeszcze nie wiem, co to znaczy. Obecnie jestem kwiatem i lubię być twoim kwiatem... - A chciałabyś czuć się czymś innym? - Nie wiem, przecież dopiero przed chwilą dowiedziałam się, iż mogę być nie tylko kwiatem. Wiem jednak, że lubię czuć się taką, jaką mnie widzisz czy chciałbyś widzieć. To właśnie jest dla mnie ważne. Ponieważ zbliżał się wieczór i robiło się chłodniej, Mały Książę, pocałowawszy Różę na dobranoc, starannie przykrył ją kloszem. Usłyszał jeszcze jej ostatnie tego dnia słowa: - Bardzo lubię, gdy mnie przykrywasz kloszem. Nikt nie umie tego robić tak, jak ty... Mały Książę chciał coś odpowiedzieć, lecz widząc, że Róża już całkiem utuliła się do snu, jedynie ciepło uśmiechnął się do niej. Kiedy rano Mały Książę kończył czyszczenie ostatniego wulkanu, do którego uprzednio wrzucił wykarczowane pędy młodych baobabów, usłyszał westchnienie Róży: - Witaj!... Mam dla ciebie niespodziankę... Pozwól jednak, że najpierw przez chwilę zajmę się sobą... Mały Książę znał już zwyczaje Róży. Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi na powitanie, po czym taktownie się odwrócił. Skupił swoją uwagę na czyszczeniu. Od czasu do czasu zerkał jednak ukradkiem na Różę, gdyż bardzo lubił patrzeć, jak codziennie dobiera barwy swoich płatków, jak je powoli do siebie dopasowuje, by w pełni rozkwitnąć równocześnie ze wschodzącym słońcem. Nie mógł wyjść z podziwu, że choć wciąż jest taka sama, to codziennie jest inna, niepowtarzalna w swoim pięknie. To dlatego polubił wschody słońca równie mocno jak zachody. Nie znał jednak maleńkiego sekretu Róży - jej poranne zabiegi wokół siebie były tym, co lis pewnie nazwałby obrządkiem, lecz tak naprawdę były one jej miłym oczekiwaniem na poranny pocałunek, którego potrzebowała równie mocno, jak promieni wschodzącego słońca. Kiedyś było jej z tego powodu nawet bardzo smutno, gdyż któregoś dnia Mały Książę nie pocałował jej rano, a jedynie pogłaskał dłonią. Przez cały dzień była wtedy smutna i nachmurzona. Mały Książę dostrzegł zmianę w jej