i czujesz, że za każdym razem twoja nienawiść do Quincy'ego rośnie
coraz bardziej? - Popatrzyła stanowczo na Montgomery'ego. Ten spuścił głowę. - Chciałeś, żeby to się stało - rzuciła mu wyzwanie. - Idealna okazja, żeby się zjawić i storpedować karierę Quincy'ego. - Nie. - Tak! - Nie, do ciężkiej cholery! - warknął Montgomery. Wyglądał tak, jakby poczuł, że znalazł się w potrzasku. Po chwili zrozumiał, że właściwie nie ma dokąd uciec. - Chcesz poznać prawdę? - rzucił wyzywająco. - Dobra, powiem ci prawdę. Wątpię, czy mi uwierzysz, czy ktokolwiek mi uwierzy, ale wziąłem tę robotę, żeby ratować tyłek Quincy'emu. Wziąłem tę robotę, bo pomyślałem sobie, że skoro sam nie mogę być bohaterem, może chociaż uratuję bohatera! To chyba też się liczy. - Co? 187 - Wolisz łopatologicznie? Doszedłem do wniosku, że mogę mu pomóc. Fakt, pomyślałem też, że dzięki temu sam na tym skorzystam. Nie jestem altruistą, ale nie jestem też kompletnym dupkiem. Moja kariera się zawaliła, ale gdybym zrobił dobry uczynek, może uchroniłbym ją od totalnego zniszczenia. Glenda, ja mam pięćdziesiąt dwa lata. Moja była żona nienawidzi mnie, to samo dzieci. Na koncie mam całe dziewięćset dolarów. Co, do cholery, będę robił, jeśli przestanę być agentem? Glenda zmarszczyła brwi, szukając riposty, ale jej się nie udało. Nie wiedziała już, co myśleć. Nie lubiła Montgomery'ego. Denerwował ją jego wiecznie niechlujny wygląd. Mimo to mówił z sensem. W patriotycznym świecie biura nic nie mogło lepiej wpłynąć na czyjąś karierę jak uratowanie skóry kolegi. Gdyby znalazł prześladowcę Quincy'ego, dostałby jeszcze jedną szansę na karierę. Prawdopodobnie ostatnią. - Ale teraz uważasz, że Quincy zabił swoją byłą żonę - powiedziała. - Zgadza się. - Dlatego, że miejsce zbrodni jest zaaranżowane? Montgomery wzruszył ramionami. - Z powodu wielu rzeczy. Szczerze mówiąc, nie pasują mi te telefony. Gdybyś chciała się do kogoś dobrać i znałabyś jego adres i wszystko, to czy wykonywałabyś głupie telefony, zamiast zwyczajnie przyjść do domu i go zabić? Uważamy, że ten człowiek ma jakiś związek z karierą Quincy'ego. Oznacza to, że mamy do czynienia z psychopatą. Ale który psychopata chciałby tylko gadać o zabiciu agenta, skoro w każdej chwili mógłby po prostu to zrobić? - Dyskutowaliśmy już o tym. To jest podstęp, który ma na celu ukrycie prawdziwej tożsamości sprawcy dzięki stworzeniu setek innych podejrzanych posiadających zarówno motyw, jak i możliwość spełnienia gróźb. - Ale w ten sposób uprzedza ofiarę - skontrował Montgomery. - Dla mnie to nie ma sensu. Zwłaszcza że w dzisiejszych czasach sprawca może przez Internet poznawać metody ukrywania dowodów. A skoro działał z za¬ skoczenia, miał całą noc na zatarcie śladów. - Może nie chodzi mu o zwyczajne zabójstwo. Jeśli chce się zemścić, będzie mu zależało na tym, żeby Quincy najpierw cierpiał. - Możliwe. A może za bardzo to wszystko komplikujemy? Z mojego punktu widzenia istnieje jeszcze inne prawdopodobne wyjaśnienie. Jakiej Ano takie, że Quincy sam to wszystko wymyślił. Sam umieścił ogłoszenie w gazetkach więziennych. Potem przyszedł do gabinetu Everetta, jak zwy¬ kle przesadnie alarmując. Wiedział, że Everett zgodnie z procedurą zorgani¬ zuje grupę dochodzeniową. Już czterech agentów federalnych przysięgało